Podróż poślubna – kierunek Tajlandia!

Podróż poślubna była dla nas punktem obowiązkowym do zrealizowania. Nie wiedzieliśmy gdzie, kiedy i na jak długo, ale byliśmy pewni że nie odmówimy sobie tej przyjemności. Ostatecznie padło na egzotyczną Tajlandię, a cały wyjazd zorganizowaliśmy sami, co zdecydowanie polecam każdemu.

Kilka wskazówek w skrócie:

  • jeśli macie bilety, to połowa przygotowań już za Wami,
  • Tajlandia jest bardzo tania, 100zł za dobę za dwie osoby to już całkiem dobry standard hotelu ze śniadaniem w cenie i z basenem,
  • uliczne jedzenie jest przepyszne, a jego cena niesamowicie niska,
  • z transportem po mieście i kraju nie ma żadnych problemów, nawet początkujący podróżnik sobie poradzi,
  • znając angielski na poziomie komunikatywnym jesteście w stanie zorganizować sobie na miejscu wszystko
  • w Tajlandii można czuć się bardzo bezpiecznie, a jest dość istotna kwestia w dzisiejszych czasach,
  • szczepienia nie są konieczne.
  • grupy na FB są skarbnicą wiedzy na temat samodzielnych podróży po Tajlandii, szczególnie polecam tę grupę.

Przygotowania

Urlopy były zaklepane więc najwyższa pora żeby rozglądać się za biletami lotniczymi. Na Azję zdecydowaliśmy się przypadkowo, po prostu loty na trasie Warszawa – Bangkok – Warszawa idealnie pokrywały się z naszymi wcześniej zaplanowanymi urlopami w pracy. Bilety zarezerwowaliśmy za pomocą strony kayak.pl, a po 24h otrzymałam potwierdzenie podróży.

Kolejnym etapem był wybór tajskiej wyspy, na którą się wybierzemy. Po kilku dniach znaliśmy opisy dostępne na mandalay.pl na pamięć, a wybór padł na Ko Chang. Dlaczego? O tym kilka słów później.

Skoro znaliśmy daty wyjazdu i cel podróży pozostała tylko kwesta hoteli. Tutaj, jak zwykle zresztą, pomocny był Booking – wszystkie hotele w jednym miejscu z jasno opisanymi dogodnościami. I to by było w zasadzie na tyle jeśli chodzi o organizację :) Pozostało odliczać dni do wyjazdu i być dobrej myśli, że wszystko zarezerwowaliśmy poprawnie.

IMG_0474-001Podróż

Wszystkie loty obsługiwały rosyjskie linie lotnicze Aeroflot. Na początku miałam mieszane uczucia, bo różne opinie krążą o nich po sieci, ale w naszym przypadku wszystko było w porządku. Podróż z Warszawy do Bangkoku (nie licząc czasu oczekiwania na przesiadkę w Moskwie) trwała 11h, a przewoźnik spełnił nasze oczekiwania. Niespodzianką okazał się jedynie zakaz spożywania alkoholu na pokładzie, bo nie spodziewaliśmy się tego po rosyjskich liniach lotniczych.

PS. Jak widać Snapchat tego dnia idealnie dopasował filtr do celu mojej podróży ;)

IMG_0560Bangkok

Hałas, tłok, chaos, wysoka temperatura,  wysoka wilgotność i bezchmurne niebo – to, co zastaliśmy po dotarciu do centrum. Nie bardzo wiedzieliśmy w którą stronę iść, nie wiedzieliśmy nawet jak załapać taksówkę, bo wszystkie były już zajęte. Na szczęście udało się trafić na tuk tuka, który zawiózł nas prosto pod hotel.  W Bangkoku spędziliśmy 3 pełne wrażeń dni – zwiedzanie miasta, świątynie, uliczne jedzenie, różnorodność kulturowa, slamsy w sąsiedztwie luksusowych hoteli, uśmiechnięci ludzie i chwilami męczący tłok. A wszystko to w temperaturze powyżej 35 stopni Celsjusza.

IMG_1082
Bridezilla zawsze i wszędzie – tajskie salony sukien ślubnych się przede mną nie ukryły. 

 

Wyspa Ko Chang

Dlaczego Ko Chang? Przede wszystkim ze względu na odległość od Bangkoku – chcieliśmy zwiedzać Tajlandię za pomocą lądowych środków transportu, a Ko Chang w porównaniu z innymi wyspami był stosunkowo blisko. 7h w autokarze + 40 minut na promie i byliśmy na miejscu. Dodatkowo zależało nam na tym, żeby wyspa nie była zbyt turystyczna i przesadnie komercyjna. Na miejscu okazało się, że trafiliśmy idealnie. Restauracje ze świeżymi owacami morza, piękne plaże, dżungla na wyciągnięcie ręki – czego można chcieć więcej?

What happens in Bangkok stays in Bangkok

Po powrocie z wyspy przyszedł czas na ostatnią noc w Bangkoku, która przy okazji była również rocznicą naszego związku. W ramach świętowania zarezerwowaliśmy najwyższy hotel w całej Tajlandii, a widok z pokoju na 70 był imponujący.

Nasze ostatnie godziny w stolicy Tajlandii przypadły na Tajski Nowy Rok czyli Songkran. Jest to odpowiednik naszego śmigusa dyngusa, ale z tą różnicą, że Tajowie podchodzą do tego bardzo  poważnie – możecie spodziewać się karabinów i wiader z wodą praktycznie na każdym kroku, a pozostanie suchym graniczy z cudem. Nam się to nie udało.


Czy było warto wybrać się tak daleko? Zdecydowanie tak.  Czy się stresowaliśmy podróżą? Oczywiście. Jednak nie zmienilibyśmy niczego, a to chyba w podróży poślubnej najważniejsze. Co więcej, jesteśmy pewni, że to nie nasza ostatnia wizyta w tym pięknym kraju. 

Jeśli tylko planujecie podróż poślubną na własną rękę mogę jedynie powiedzieć – go for it. 

 

 

2 uwagi do wpisu “Podróż poślubna – kierunek Tajlandia!

  1. My właśnie przebywamy w Tajlandii i również w podróży poślubnej. Mogę zdecydowanie podpisać się pod każdym słowem z treści bloga. Różnica jest jedynie taka że lecieliśmy od razu na Phuket a całość organizacji odbyła się przez wybór oferty Eximu na 4 dni przed wylotem.
    Jedynie wszystkich wybierających się uprzedzam żeby zaopatrzyli się w dobre ubezpieczenie, ponieważ my pomimo wykupionego od organizatora i dodatkowego dobrowolnego z Axa wizytę z zabiegiem w szpitalu musieliśmy zapłacić samodzielnie (66 tyś batòw) i Axa już odmówiła pełnej zapłaty drugi ubezpieczyciel 4 dzień nie potrafi odpowiedzieć. Więc warto dogłębnie przeanalizować OWU bo ja zapoznałem się z sumami gwarancji leczenia nie przewidując że będę wogole go potrzebował, lecz było całe mnóstwo wyłączeń. Jeśli ktoś ma namiary na skutecznego i doświadczego w ubezpieczeniach turystycznych prawnika proszę o informację bo mam silną determinację walczyć o zwrot kosztów i niestety godność.
    Bo żeby wyjść ze szpitala należy zapłacić AXA temat przeciągala pomimo wcześniej wstępnych zapewnień że wszystko jest załatwione, odmówiła podając informacje iż jedynie zapłaci 100 euro. Wiecie jak czuje się człowiek kiedy po 24 h w szpitalu dziękuję że zagrożenie zdrowia i życia minęło i tylko marzy żeby wyjść z tego bądź co bądź bardzo nowoczesnego i dobrze wyposażonego szpitala a dowiaduje się musi teraz już uregulować rachunek lub dać zastaw bo zamykają kasę. Czyli ok 7 tyś zł na już za granicą i nie w obcej walucie. I to uwłaczajace uczucie jak przerzucasz karty jedna po drugiej w czytniku modląc się żeby udało się coś z niej zapłacić. Pani kasjerka z życzliwym uśmiechem charakterystycznym dla tego kraju pokazuje ci kolejno odmowy zaakceptowania transakcji. Czułem się jak więzień szukający błagalnie środków na kaucję żeby wyjść i zmienić rzeczywistość.

    Polubienie

    • Trzymam kciuki za walkę z ubezpieczycielami i mam nadzieję, że wszystko skończy się dla Was dobrze i że mimo wszystko będą to dobre wspomnienia z podróży poślubnej.

      My chyba trochę ‚olaliśmy’ temat, bo jedyne ubezpieczenie jakie wykupiliśmy na okazję wyjazdu, to ubezpieczenie bagaży. Na szczęście ani to ani żadne inne nie było potrzebne, ale następnym razem pewnie bardziej rozsądnie do tego podejdziemy.
      Jeszcze raz kciuki dla Was!

      Polubienie

Dodaj komentarz